Skarpa

Przymaszerowałam i doszłam do miejsca gdzie, gdybym zrobiłam kilka kroków w przód spadłabym do morza i roztrzaskała się na ostrych skałach.
Uśiechnęłam się do siebie i wychyliłam patrząc w dół. Zabawne było takie igranie z życiem czy tam śmiercią. Zaśmiałam się dziwnie. Nie chciałam się zabić...tak się tylko 'bawiłam'
Gdybym ktoś tu teraz przyszedł i mnie zobaczył, mógłby pomyśleć inaczej.

Przyszła wolnym krokiem z pewnym zamiarem spojrzenia w dół i przekonania się, że śmierć nie ma sensu. Zastała tam jednak Jen otworzyła szerzej oczy i stanęła nieopodal niej - co ty robisz? - spytała pewnym głosem, głosem matki czy kogoś w tym guście.

Nie myślałam, że kogoś tu spotkam, więc gdy usłyszałam jakiś głos wystraszyłam się i zachwiałam. Odwróciłam szybko głowę i zobaczyłam Cory
-Em...stoję-powiedziałam cicho i odsunęłam się szybko od krawędzi.

- Oszalałaś? - mruknęła patrząc w dół i na Jenny na zmianę.

Pokręciłem głową przecząco, ale niepewnie i włożyłam palce do buzi , obśliniając je.

-Wariatka - skwitowała cicho i usiadła na brzegu spuszczając nogi w dół.

-Ja muszę iść-powiedziałam cicho. Uklękłam przy dziewczynie, cmoknęłam ją w polik i wyszłam szybko

[Muszę iść, pa. Dziś mnie już nie będzie. Może jutro]

Wzruszyła ramionami i zerknęła w dół. "Przyjemny" widoczek i perspektywa upadku nie były jej straszne więc nadal patrzyła dół uparcie zastanawiając się co by było gdyby.

Zła na siebie i resztę bujnęła się do przodu i zastanawiała się co jeszcze może pójść nie tak. Cory nie chciała z sobą skończyć. Chyba nawet nie miała tyle odwagi by to zrobić jednak w złości ludzie robią wiele niepożądanych rzeczy.

wstała i odeszła

Po lekcjach konieczny był odpoczynek w jakimś, dla odmiany, cichym miejscu. Ashton wybrał skarpę, ponieważ nie tak łatwo było się na nią wdrapać. Sam skaleczył się o jakiś fragment butelki, którą ktoś nieumyślnie rozbił na skale. Dalej obyło się bez ofiar, a chłopak przycupnął w bezpiecznej odległości od krawędzi, wyciągając papierosy.

Po drodze zastanawiała się dlaczego jej znajomi wybrali tka niebezpieczne miejsce na spotkanie i "oblanie" rozpoczęcia roku szkolnego. Jakimś cudem dziewczyna weszła na górę cała i zdrowa jednak zamiast grupy rozchichotanych nastolatków z puszkami piwa w ręce zauważyła jednego, osamotnionego chłopaka palącego papierosa. Stanęła na krawędzi skarpy spogladajac na niego zdziwiona, a zarazem zszokowana.

Ashton przez wiejący tu wiatr nie słyszał,że ktoś się zbliża. Zauważył to dopiero, gdy jasne palce zaczepiły się mocno o krawędź skarpy,a zaraz potem do góry wciągnęła się dziewczyna. Wyglądała na poważnie zaszokowaną. Ashton nie miał pojęcia, o co jej chodziło. Może i wyglądał dość swoiście,ale w mieście było takich wielu. Po pewnym czasie wyciągnął z ust papierosa i spojrzał na nieznajomą.
-Co?

- Ja...- Zacięła się zagryzając nerwowo wargę. Sama nie wiedziała co mu ma właściwie powiedzieć. Natasha nie była osobą, która lubiła innym przeszkadzać lub ot tak się gdzieś pakować. - No bo ... miała być impreza. - dodała bardzo cicho, bardziej do siebie niż do chłopaka, przeklinając w myślach swoich znajomych. - Um, przepraszam, że Ci tak przeszkodziłam. Już mnie tu nie ma. - Westchnęła lekko w jego stronę, lekko dygnęła na znak przeprosin jak to miała w zwyczaju i obróciła się w stronę "zejścia" lub czegoś co tym zejściem by można było nazwać.

Mniej więcej w tym samym momencie dość wysoka fala rozbiła się o brzeg skarpy, mocząc czubki butów Natashy. Ashton odczuł tylko przyjemną bryzę,ale dla świętego spokoju, nie chcąc być świadkiem czyjeś przypadkowej śmierci, zaciągnął się jeszcze raz papierosem i powiedział, przekrzykując wiatr i szum wody.
-Ja bym nie schodził, jest ślisko

Odwróciła głowę w jego stronę by móc spojrzeć na chłopaka. Wiatr delikatnie bawił się jej włosami, stukając nimi o jej zaróżowione policzki. - Ale nie chcę Ci przeszkadzać. - Odparła uparcie, strzepując po chwili wode z butów.

Chyba już to zrobiłaś..-stwierdził, wypuszczając papierosowy dym nosem. Usiadł tak jak poprzednio. Łokcie podpierał na kolanach,a plecami oparł się o skałę. Wyżej, nad skarpą widać było klif. Po chwili milczenia dziewczyny,zerknął na nią spojrzeniem dość neutralnym

- Przepraszam. - Szepnęła zaczesując potargane przez wiatr włosy za ucho. Przesunęła butem po mokrej skale, która rzeczywiście była śliska. Chłopak miał rację, dlatego też Natash'a postanowiła jednak zaczekać na lepszy moment do zejścia. Uniosła głowę wyżej spoglądając na niebo. Skoro już tu była to przynajmniej nie będzie mu zakłócać spokoju.

Impreza urodzinowa?-rzucił,wyciągając paczką papierosów z kieszeni wiatrówki. Otwarł paczuszkę,a potem podsunął ją nieznajomej w niemej propozycji. Chłopak nie należał do jakiś strasznie towarzyskich typów,ale siedzenie w ciszy również mu nie odpowiadało. Normalnie zadowoliłby się MP4 schowaną w kieszeni spodni,ale skoro już miał kompana, to postanowił go pognębić.

- Nie, dziękuję. Nie palę. - Odmówiła gdy chłopak chciał ją poczęstować papierosem. Dokładnie pamiętała swoje pierwsze próby palenia. Kupiła ze Scotty'm paczkę papierosów, w zamiarze wypalenia jej. Cała akcja skończyła się tym ,że po jednej fajce wyrzucili resztę do kosza. - Nie. Mieliśmy oblać początek roku, ale coś nie wypaliło, najwidoczniej.

Wreszcie skały się wysuszyły dlatego też natash'a postanowiła to wykorzysta .- No to cześć. - powiedziała cicho znikajac zaraz z jego pola widzenia.

Przyszła i siadła sobie na skarpie, gapiła się na dół i cos mruczała pod nosem.

Niedługo po jakimś spacerze przez rynek i las pojawiła się własnie na skarpie, dlaczego? była zła, wściekła jak zwykle wszystko musiało się poplątać i zupełnie inaczej zakończyć.
Przeklęła coś nieywraźnie pod nosem, w końcu uniosła ręce w górę i kręcąc się wokoł własnej osi wrzasnęła coś `feministycznego.`
Wzięła głęboki wdech próbując powstrzymać się od płaczu. Siadła na jakimś dużym kapieniu podskakując ostrożnie by się nie poślizgnąć, wiadomo ,że pogoda nie była zbytnio sprzyjająca.

Blondyna wchodziła powoli po krętych schodzach latarni w górę.Szczelnie owinięta jasnofioletownym szalikiem i zapięta w pasie czarnym płaszczem znalazł się na górze.Jasne kosmyki przykleiły się do jej buzi,a Lucy odwiązała szalik,który teraz znalazł się w jej ręce.Podeszła do szyby i zlustrowała wzrokiem otaczające ją do okoła morze.Mieszkała tu już jakiś kawałek czasu,ale chyba jeszcze nigdy tu nie dotarła.Zajeła miejsce na parapecie i oparła głowę o szybe przymkając na momnet fiołkowe oczy.Jakoś ostatnio nie mogła zebrać myśli.Wszyscy którzy w jej życiu coś znaczyli znikneli.Może czas by ona znikneła.Dłonie na których znajdowały się czarne, wełniane rękawiczki zacisneły się na kolanie,a Lucy po paru minutach jednak otworzyła oczy prostując jedną noge.